Jestem ukrytym marzycielem. Od zawsze chciałam żyć nietuzinkowo. Na mojej liście celów znaleźć można bycie członkiem trochę szalonej rodziny, w której rodzice mogą codziennie tańczyć z dziećmi, w której nie je się codziennie pyrów z sosem, w której córka ma takie same prawa i obowiązki jak syn, a mama i tata są partnerami.
Skąd u mnie ta chęć inspirowania innych?
Mój ojciec jest alkoholikiem, nie takim bogatym panem w garniturze, który musi wypić kieliszek drogiego wina. Nie. On jest takim typowym wiejskim alkoholikiem, który, od kiedy pamiętam wracał pijany po pracy, bo napił się z kolegami pod sklepem winem marki Wino (stan upojenia osiąga się po wypiciu około butelki na dwóch).
Z mamą zawsze trudno było mi się dogadać. Wynika to z tego, że charaktery mamy podobne, a wartości całkowicie inne. Dziś jest lepiej, bo pomimo nie pochwalania jej metod wychowawczych jestem jej wdzięczna, sama nie wyobrażam sobie życia z 3 dzieci, gdzie totalnie nie można liczyć na partnera.
Bywało w moim życiu niepewnie (czy dziś będzie można z ojcem porozmawiać, czy będzie trzeba go szukać?), bywało smutno, bo prezenty gwiazdkowe nie cieszyły, bo były wręczane przez „podchmielonego” ojca dzień wcześniej przy akompaniamencie krzyków matki.
Była jednak ze mną Ona – niestrudzona, niemal święta i niemożliwa do istnienia.
Kobieta, której życie jest afirmacją tezy, że te małe chwile, które czynią dzień szczęśliwszym możesz dać sobie tylko Ty sama i Ty sama możesz je sobie odebrać. Dzieliłam z nią wszystkie nadzieje, plany, obawy zajmując jej każdy wieczór, a ona zawsze była dla mnie w 100% tak jak matka jest dla noworodka, choć ja już dawno noworodkiem nie byłam. Ta Kobieta – moja babcia. Od śmierci dziadka (miałam wtedy 5 lat) dzieliłam z nią pokój i swoje marzenia… Przede wszystkim marzenia o tym, że kiedyś będę mieć wspaniałą rodzinę i zabiorę ją do siebie.
Życie jej nigdy nie rozpieszczało…
– była bystrym dzieckiem, musiała jednak zrezygnować z edukacji, żeby pomóc w domu. Jej matka zajmowała się 5 dzieci (pradziadek wyjechał do pracy w kopalni we Francji, gdy jego żona była w ciąży z moją babcią). Kiedy wrócił babcia miała 18 lat ! Zmarł po roku na pylicę płuc.
– w czasie wojny babcia została wywieziona do Niemiec na roboty przymusowe. Nie jeden raz otarła się o śmierć. Kiedyś chciał ją rozstrzelać pijany Niemiec, innym razem (w czasie wyzwalania) zgwałcić Rosjanin, miała wtedy 13 lat.
– po wojnie pracowała w jednym z największych gospodarstw w wiosce. Wyszła za mąż za syna właściciela, czyli człowieka z dobrze sytuowanej rodziny. Stan posiadania jej rodziny nie raz był problematyczny dla pozostałych członków rodziny dziadka – nie bez powodu książę w Kopciuszku nie miał braci i sióstr… Dziadek aniołem też nie był. I tak jej dni mijały: 3 dzieci, praca w polu, udzielanie się w Kole Gospodyń wiejskich.
– gdy dzieci dorosły, mąż umarł na raka płuc, los dał jej samotne spacery po wiosce w poszukiwaniu pijanego syna alkoholika, żeby nie zamarzł na śmierć.
– przyjmowała codziennie słowne baty od synowej za alkoholizm syna. Zajmowała się wnukami.
Czy chodziła smutna?
Zawsze promieniała serdecznością i miłością do ludzi.
Nie poznałam drugiego tak uczynnego człowieka, uczynnego dla tych, którzy sprawiają przykrość, tych którzy swoim zachowaniem kopią jak ciemiężyciel kopie bezbronnego psa.
Nikt nie wybaczał tak jak ona, nie musiała wybaczać! Nie chowała urazy – nigdy nie wracała do kłótni, nie nawiązywała do nich w podtekstach… Zachowywała się tak jakby nic się nie stało, jakby rozmówca nie atakował jej jeszcze minutę temu. Dokładnie jak ten kopany pies, który dalej kocha.
Jedna rzecz jest pewna w moim życiu – gdyby nie moja babcia nie żyłabym naprawdę. Nie miałabym poczucia celu, odwagi, pragnienia stawania się dobrym każdego dnia.
Jak to możliwe, że kobieta po kilku klasach wiejskiej podstawówki była najlepszym coachem na świecie, kiedy świat jeszcze nie wiedział, co to słowo znaczy?
Tylko drugi człowiek może Cię poruszyć tak dogłębnie, zostawić w Tobie taki ślad, że chcesz dążyć w swoim życiu do czegoś większego. I ona zostawiła taki ślad we mnie. Czy byłą idealna? Pewnie nie. Sama wiele razy się z nią sprzeczałam, ale nikogo na tym ziemskim padole nie brakuje mi tak jak jej i chociaż mój mąż w dużej mierze wypełnił tę pustkę to nigdy, nikt nie wypełni jej w całości. Mój maż tak jak moja babcia paraliżuje mnie i mój krnąbrny charakter miłością, rozkłada mnie tym na łopatki 🙂 A teraz ma jeszcze do pomocy naszą małą szarańczę – nie mam szans 🙂 Babcia zmarła w 2014… Pół roku przed moim ślubem… Czasem prześladuje mnie takie wspomnienie: byliśmy na ślubie mojego kuzyna i babcia zaśpiewała piosenkę dla niego i jego żony (potrafiła śpiewać i bardzo to lubiła). Ja, młoda siksa, jakoś głupio to skomentowałam, że po, co to zrobiła, czy coś takiego. Odpowiedziała poirytowana: „Na Twoim ślubie nie zaśpiewam” i faktycznie nie zaśpiewała… Żałuję, że nie poznała moich dzieci i, że tak naprawdę nie poznała mojego męża (gdy zaczęłam z nim się spotykać była już po pierwszym wylewie i jej głowa nie pracowała tak jak kiedyś).
Chciałabym być dla innych tym kim moja babcia była dla mnie. Wsparciem. Inspiracją.
PS. może ta historia budzi w Tobie smutek, ale nie powinna, Ona by tego nie chciała 🙂 A to, że historia się wydarzyła w taki właśnie sposób jest tym, co mnie ukształtowało jako człowieka. Pomyśl co Ciebie ukształtowało? Dlaczego żyjesz tak jak żyjesz i czy dalej chcesz iść tą konkretną ścieżką? Jeżeli nie i chcesz by ktoś Ci pomógł w zmianie umów się na sesję 1 na 1 ze mną 🙂
Co zrobisz ze swoim jedynym, dzikim życiem, kochana?
Uśmiechnij się do mojej babci, bo wierzę, że to zobaczy.
Jeżeli masz ochotę napisz do mnie na: magdalena.k.far@gmail.com