Macierzyństwo a ojcostwo

Jak być szczęśliwą mamą – nie odwiedzać rodziny?

Ostatnio pojechaliśmy do rodziny. Ciocia i wujek bardzo chcieli zobaczyć naszego małego Pypciola, wiadomo – wszyscy uwielbiają niemowlaki:) Gdy dotarliśmy na miejsce, standardowo zasiedliśmy przy stole z kawą. Zaczęliśmy rozmawiać o tym, co tam w pracy u Darka, kiedy ja wracam do pracy itd. Młoda bawiła się na podłodze, zerkając na nas (co ma w zwyczaju robić w nowym miejscu). Siedzieliśmy tak około 2 godzin i w tym czasie 2 razy trzeba było zmienić pieluchę. Była to sobota, a w weekendy to tatuś jest u nas odpowiedzialny za komfort pupy dziecka. Przy drugiej zmianie pieluchy wuja nie wytrzymał i skierował do mnie następujące słowa:

No weź przewiń temu dziecku pieluchę, to jest babska robota, a nie dla faceta!

Czy mam prawo do złości?

Nagle poczułam uderzenie gorąca od złości (na menopauzę jeszcze za wcześnie) i smutek. Te uczucia zaczęły we mnie buzować:

Złość, ponieważ nie potrafię zrozumieć jak jakakolwiek robota przy dziecku (oprócz porodu i karmienia cycem) może być babską robotą! Czy ja zgwałciłam mojego bezbronnego męża i tym oto sposobem sprowadziłam nowe życie na ten świat? Pamiętam to inaczej: oboje z tego sprowadzania mieliśmy przyjemność i oboje nowe życie na ten świat sprowadzić chcieliśmy (nawet, gdybyśmy nie chcieli, to za to „niechcenie” też oboje bylibyśmy odpowiedzialni). Teraz, nagle ja jestem jedyną odpowiedzialną osobą za pielęgnowanie i dbanie o nasz skarb? Bardzo to lubię, ale po  pierwsze: dalej chcę to lubić (nie chcę się zajechać w kupach), po drugie: dlaczego mam tatusiowi odbierać chwile, które ja sama bardzo lubię? Nich on też stworzy swoje momenty. Niech za te 20 lat ma, co opowiadać dorosłej już córce 😉

Smutek, ponieważ oto znowu ja wyszłam na najgorszą matkę świata, która nie dba o swoje dziecko. Oto ta ślepa kura, której trafiło się najwspanialsze ziarno – szlachetny rycerz na białym koniu Dariusz, który wszystko robi, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy i nie szuka poklasku… O ja okropna i jędzowata, tak wykorzystywać jego szlachetne serce!

Czy tłumaczenie się ma sens?

Kiedy minął pierwszy szok wydukałam tylko, że jest weekend, a w weekend to głównie Darek zajmuje się tymi sprawami. Ciotka próbując ratować sytuację dodała jeszcze, że przecież Magda zajmuje się dzieckiem codziennie, gdy Darek jest w pracy. Niestety tym zdaniem przyczyniła się tylko do dolania oliwy do ognia, bo wuja skomentował to:

Przecież ona grzecznie leży, to Magda sobie tylko siedzi w domu.

Skoro tak jest, to nie widzę przeszkód, żeby w weekend to tatuś sobie „siedział”, jaki problem? Nasza córka faktycznie jest dla nas bardzo łaskawa: sporadycznie budzi się w nocy (i to od urodzenia, chociaż dzisiaj nie spała od 1 do 4, bo stwierdziła, że czas się pobawić 🙂 póki, co nie miała problemów z jedzeniem, nie miała kolek, lubi towarzystwo innych dzieci i dorosłych, no i wszyscy mówią, że jest bardzo spokojnym dzieckiem, chociaż my ją czasem nazywamy dzikusem, ale póki co nie mamy porównania z innymi dziećmi, ponieważ na ogół tylko kilka godzin spędzamy z innymi. Słuchając jednak historii mam tych innych dzieci, to naprawdę mamy dobrze (pewnie drugie nam da popalić jak już będzie – tak wszyscy gadają…).

Wiadomość dla niedoinformowanych

Przy całym szczęściu, które nas spotkało mam jednak wiadomość, dla wszystkich wujków, cioć, babć, które albo nigdy nie zajmowały się niemowlakami albo cierpią na poważną amnezję: nawet najgrzeczniejszy niemowlak świata wymaga nieustannej, NIEUSTANNEJ! uwagi osoby dorosłej. Od poniedziałku do piątku Marcelina robi siku, kupy i nie leży w nich czekając, aż tata przyjdzie z pracy i jej zmieni pieluszkę – ja to robię. Nie głoduje też do 17! Chodzi na spacery, czołga się do przedmiotów, do których nie powinna, chce się przytulać, chce mnie szczypać (po cyckach, po szyi, po rękach), chce ze mną robić siku, obiad, kawę herbatę… generalnie wszystko, co robi mama musi być fajne, więc ona też chce spróbować:) Bardzo mnie cieszy ta jej ciekawość świata i lubię z nią spędzać czas. Jednak, gdy ktoś spędził z moim dzieckiem 2 godziny (i to jeszcze w nowym miejscu) i mówi, że ja sobie „siedzę w domu” to mam ochotę go pobić.

Czasem trzeba przerwać dyskusję

Zaraz po tej wymianie zdań z wujem jakoś tak wyszło, że „musieliśmy” szybko się zbierać do domu. Przez całą drogę powrotną powtarzałam tylko „No, ale mnie wkur…”

Radość ze zmian XXI wieku

Myślę, że gdyby mój okres rozrodczy przypadał na lata 80-te to byłaby rozwódką albo bardzo nieszczęśliwą kobietą. Wiem, że dziś też są faceci, którzy prezentują sposób myślenia taki jak mój wuja, jeżeli ich kobietom to odpowiada (w co jest mi trochę trudno uwierzyć) to nie moja sprawa. Mnie i mojemu mężowi (co też jest bardzo ważne) nie odpowiada styl rodzicielstwa: zajechać matkę, nie mieć więzi z ojcem… Nie jest to model szczęśliwej rodziny naszym zdaniem. Dodatkowo mój mąż od zawsze mógł się spodziewać, że nie jestem typem osoby, która zrezygnuje ze wszystkiego, co dla niej ważne, żeby przewijać pieluchy w momencie kiedy tata też może to zrobić… Widziały gały, co brały – nigdy nie oszukiwałam, że jestem inna 🙂 

 

Jeżeli Ty też zajmując się dzieckiem „leżysz sobie i pachniesz” to udostępnij ten wpis 🙂

 

Możliwe, że zainteresuje Cię też:

Jak być dobrą mamą?

Jak być dobrą mamą? Najważniejsze zasady macierzyństwa

4 Replies to “Macierzyństwo a ojcostwo”

  1. […] Frustrację związaną z taką opinię już Wam kiedyś opisywałam w swoim wpisie: A ja sobie leżę i pachnę… […]

  2. pani Mondro pisze:

    A pewnie, że leżę, a dziecko jest grzeczne i nie ma żadnych wymagań 😛 Moja Zośka w towarzystwie prezentuje się nadzwyczaj uroczo, uśmiecha się, daje zabawiać, ideał, więc… jak Ty matko możesz twierdzić, że Ci to dziecko czegoś nie pozwala zrobić? Pewnych mentalnych zacofań nie zmienimy, niestety szkoda, że i współcześnie są faceci, którzy jak ich ojcowie uważają, że skoro oni chodzą do pracy to opieka nad dzieckiem, całodobowa opieka, należy do matki.

Leave a Reply